Przyszedł czas by szybko nauczyć się Indonezyjskiego. Na Sumatrze angielski jest mało
popularny. Cała wyprawa na Sumatrę znalazła się w moich planach zupełnie przez
przypadek. W sumie ciężko mi mówić o “moich planach” bo nie mam żadnych. He he! Zasłyszałam tyle wspaniałych historii od moich znajomych z Sumatry i postanowiłam że kiedyś tam się wybiorę. Wydarzenia ostatniego tygodnia sprawiły że postanowiłam dlaczego nie teraz. Sprawa była bardziej lub mniej
skomplikowana ale na tyle prywatna żeby o tym nie pisać. Sumatra okazala sie wspanialym odswierzeniem po turystycznej Bali. Wspaniale! Zakochalam sie od pierwszej chwili. czytaj wiecej
Akt pierwszy: Rio i kanion Sianok
Tutaj spotkałam najcieplejszych ludzi . Nigdy nie zapomnę Mimi, Juli i Rio. Czy ludzi których poznałam nad jeziorem Maninjal. Ciężko było tylko wszystkich zadowolić
bo ja byłam tylko jedna Emilka, a wokół mnie mnóstwo ludzi którzy chcieli mnie gdzieś zabrać, zaprosić na lunch czy na wycieczkę. Na pewno tu jeszcze wrócę.
Takich przyjaciół się nie zapomina i osobiście po zwiedzeniu już pewnej ilości
miejsc na naszej kuli ziemskiej wcale mi się nie spieszy w nowe, ale wole posiedzieć w jednym miejscu gdzie mam przyjaciół. I w takie miejsca w przyszłości wracać. PIerwszego dnia pobytu zapuscilam sie w kanion z zupelnie nieznanym lokalnym. Rio okazal sie dobrym przewodnikiem i wspanialym kompanem kolejnych dni. czytaj wiecej
Akt drugii: jezioro Maninjau
Nad jezioro dojechać można z dworca. Odjazdy są co około godzinę albo jak jest wystarczająco ludzi. Moja zabawa zaczęła się już tutaj. Zasiadłam sobie z chłopakami przy stoliku gdzie pracowali i się trochę zagadaliśmy na ile ich
angielski a mój indonezyjski pozwolił. Dodatkowo przynieśli gitarkę i było wesoło :)
Do jeziora prowadzi bardzo malownicza droga. Kierowca wysadził mnie w środku
niczego, ale przy jeziorze. Połaziłam sobie po okolicy. Wiele tu nie ma. Taka
wioska przy jeziorze. Łodzie, palmy, pola ryżowe, sadzawki z rybkami.czytaj wiecej
Akt trzeci: Mimi i Botty
Dzięki Mimi
jeszcze lepiej spędziłam czas w Bukittingi. W Ford de Kock już mnie oczekiwano.
Nawet nie pozwolono mi zapłacić za wstęp. Mimi mieszka w małym domku zaraz za wejściem wraz z młodym gibbonem Botti. Niezły z niego urwis i atrakcja zoo. Mimi
traktuje go jak synka. Po lunchu które dla mnie przyrządziła pojechałyśmy za
miasto do Pulupuh gdzie dalej podążyliśmy w dżungle w poszukiwaniu najwiekszego kwiatu na ziemi: rafflesia. Znów nie byłam
przygotowana na treking i szłam po błocie w klapkach. czytaj wiecej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz