Od slowa do slowa skompletowala sie ekipa: Paulina z Krakowa,Robin z Belgii, Aga z Jeleniej Góry ( dołączyla na Armenie i Nagorno Karabach ) i ja,
Tak sie poskladalo,ze ja kupilam bilet na samolot Lwow-Tbilisi -Lwow,przez Istambul,a Paulina z Robinem wybrali miks :stop i autobus , a powrót samolotem. Co kto lubi :-)
Do Lwowa bardzo latwo dostac sie,jak sie mieszka w Krakowie,mnostwo busow jezdzi do Rzeszowa ( co okolo 1 godzine ), a stad do Przemysla co pol godziny.
A do przejscia granicznego Medyka/Szegini latwo dotrzec busikiem spod dworca PKS .
Przekroczenie granicy zaskoczylo mnie,w zyciu tak szybko jej nie przeszlam tylko 20 minut,a pamietam czasy kiedy to czekalo sie dobe ,dobrze byc z Unii Europejskiej,czasami.
Marszrutki przyjezdzajace do Lwowa maja swoj koncowy przystanek przed dworcem kolejowym ,stad tez mozna zlapactramwaj czy tez marszrutke do centrum.
Moj Catshostel ma swietna lokalizacje , ulica Saksakhowo to przedłużenie Szewczenki,tylko 10 minut od rynku.
Nastepnego dnia ,po sniadaniu (w cenie noclegu ) poszlam na spacer po Starym Miescie.
Lwowska Opera
obiad w Puzatej Chacie ,z deserem
a potem na lotnisko ,odprawa szybko i sprawnie,lot tak samo, 4 godziny odbebnilam na Istanbul Gokcen,przylot o boskiej godzinie 3 rano,godzine czekania na plecak,tyle samo czekal na mnie moj taksowkarz wyslany z hostelu Solo lucky,i przy muzyce Janis Joplin zajachalam przed 5ta na kwatere i spac :-)
Z rana czyli przed poludniem :-) bedac w Informacji Turystycznej dostalam sms od Pauliny ,ze juz sa w Tbilisi,od piatkowego wieczoru.Spotkalismy sie pod City Hall i poszlismy do mojej ulubionej knajpki Racha na ulicy Lermontowa przekasic co nie co :-)
a potem na spacer po miescie
i znowu do Racha na pozny obiad :-) jak zwykle pysznie
ustalilismy ,ze nastepnego dnia czyli w niedziele jedziemy do Tuszetii
Z dworca Ortachala odjechalismy marszrutka o 9 do Alvani, tu próbowalismy zlapac stopa do Omalo przez ponad godzine ,ale bezskutecznie,do Tuszetii mozna dojechac tylko wynajetym jeepem , w końcu podszedl do nas starszy pan ,o imieniu Vahtang ,okazalo sie ,że on tez dostac sie do Tuszetii ,jemu zależalo na Dartlo,szukal chetnych do radzieckiego łazika. I koniec końcow dogadalismy sie kierowca ,ze jedziemy za 30 lari od osoby, normalna cena to 50 lari, tyle zaplacil Vahtang.
Juz prawie mielismy odjechac ,a tu wywiazala sie awantura z jednym z kierowcow jeepów, chyba z szefem tutejszej "mafii ",zrobilo sie gorąco ,ale jakos udalo nam sie ruszyc.
Po okolo godzinie jazdy łazik sie zepsul ,poważnie,ale nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo, przerzucono Nas do samochodu syna wlascieciela łazika,bez dodatkowych kosztów.
A droga wygladała tak
w Omalo rozbilismy namiot na wzgórzu jak spora cześć turystów
okoliczności przyrody
nastepnego dnia ruszylismy do Dartlo
Rozbilismy namiot przed wioska i poszlismy zapytac sie w knajpce czy mozna cos zjesc i czy mozna skorzystac z prysznica, wypasiony obiad za 10 lari od osoby, prysznic w cenie , gorący dzieki bateriom slonecznym
ognisko na chłodny wieczór
Ja zostałam w Dartlo, a Paulina z Robinem poszli do Czeszo i dalej ,jak sie potem okazalo hard core prze pogode ,która byla bardziej deszczowa niz sloneczna,umówilsmy ze spotykamy sie w Sighnagi
polecam guesthouse Samsitkhe, 40 lari za dzien z wypasionymi 3 posiłkami
Rozmowy z miejscowymi o Tuszetii bezcenne.
okolica
w drodze do Dano
Dano
Kwiecie ,kwiecie
Pogoda pogorszyla sie i to znacznie wiec w piątek zwinelam sie . Tengo,który prowadzi Guesthouse Samsitkhe zalatwil dla mnie ( 40 lari ) i 2 chłopaków z Izraela jeepa do Telavi ,na pozne popoludnie, po nocnym deszczu droga byla kiepska i dotarlismy do miasta na okolo 20sta,Izraelczycy pojechali taxi do Tbilisi,a ja poporosilam kierwice ,żeby znalazł jakas tania kwatere, jak zwykle taksówkarze okazali sie skarbnica wiedzy.
wyladowalam w malym rodzinnym homestay na ul. Akhvlediani 28, 20 lari za nocle, kolacja za 10,śniadanie za 5 lari
Wlascicielka powiedziaa mi ze jest tylko jedna jedyna marszrutka, na cały dzień, do Sighnagi o 15 stej, wiec te kilka godzin przed wystarczy mi na spacer po Telavi
zamek Batonistikhe
Stare miasto, całkiem nieżle odnowione
Bazar
najlepsze pomidory na świecie
i brzoskwinie też
Z Telavi do Sighnagi to tylko 1,5 godz jazdy, zadekowalam sie w Guetshouse Nato i Lado, sympatycznie, domowo,bardzo polecam, z fajnym widokiem
Sighnagi to jedno z najładniejszych miasteczek w Gruzji
warto przejscie wzdłuz murow obronnych
i na
w czasie kiedy bylam w mieście odbywal sie festiwal arbuza :-)
w jednej vinotece znalazlam male muzeum etnograficzne
w miedzyczasie dostalam info od Lado,wlasciciela guesthouse,że droga miedzy Alvani a Omalo jest zablokowana przez osuwisko, niezła kicha,nie mialam zadnej łącznosci z Paulina i Robinem, więc zdecydowalam ,że poczekam na nich do niedzieli wieczór ,a w poniedziałek rusze do stolicy Armenii ,Erewania, przez Tbilisi.
W niedziele póznym popoludniem ekipa zjechala do Sighnagi, zmeczeni, przemoczeni, generalnie do prania i odpoczynku.Postanowilismy ,że spotkamy sie w Erewaniu ,we wtorek, w hostelu Penthouse.
W poniedzialek Lado podrzucil mnie na marszrutkie do Tbilisi, , w momencie kiedy ruszalismy zadzwonila Aga, poznana przez forum, że wlasnie wyjezdza z dworca Ortaczala w Tbilisi do Erewania, ustalilysmy ,że spotykamy sie w hostelu.Marszrutki do Erewania odjezdzaja co okolo godzine, 30 lari, kierowca jechał jak wariat czyli nie odbiegal od gruzimskiej normy ;-),i po okolo 4 godzinach byłam w Erewaniu, na dworcu Kilikia,stad bardzo łatwo dostać sie do centrum,marszrutka nr 5 czy 31,100 dram.
Hostel Penthouse znajduje sie na ulicy Koryun 5, Aga juz czekala w hostelu ,udalo sie4 jej wytargowac dobra cene dla naszej zworki, 4500 dram za osobe w dormie, normalnie 5500 dram.
poszłysmy do jednej z tanszych restauracji ,Taverna Caucasus,menu obszerne tak że sporo trzeba spedzic czasu zanim sie wybierz cos smacznego, zupy ,sałatki, bakłazany ,piwko, srednio na osobe 2000 dram :-)
Postanowiłysmy ,że nastepnego dnia pojedziemy do Echmiadzin i Zvartnost, to tylko 30 min. od Erewania, z dworca odjezdza mnostwo marszrutek
Echmiadzin jest dla Ormiańskiego Kościoła Watykanem
Głowna Katedra
w jednej cerkwi trafiłysmy na ślub
stary cmentarz
szukając bazaru trafilysmy do piekarni
a potem podjechałysmy do Katedry Zvartnost
Postanowilismy ,że nastepnego dnia pojedziemy do Khor Virap,Garni i Geghard
O 9 rano zapakowaliśmy sie do autobusu do Khor Virap,odjazd ze parkingu za dworcem kolejowym
po przyjezdzie bylo tak ,pieknie, z widokiem na Ararat
a to ekipa, ze słoncem prosto w twarz ,troche sie skrzywilismy ;-)
probowalismy sie przedostac stopem do Garni, bylo troche pod gorke , ostatecznie skonczylo sie ,na tym ,że spotkalismy Ormianina ,ktory studiowal w Polsce i zawiozl Nas na wlasciwa droge gdzie złapalismy busa do Goght,miejscowość przed Geghard-kościoly wykute w jaskiniach.Postanowilismy wziążc taxi do jaskiń a potem do Garni
Geghard
Garni
Świątynia Hellenistyczna z I w.n.e.
Kanion Avan
Czas na powrót w góry a konkretnie wulkan Aragats
Rano pojechalismy do Asztarak , miasto po drodze do jeziora Kari Lich, leżącego u podnóza Aragats,troche sie pokrecilismy , podjechalismy taxi do wsi Ohanavan z ladnym monastyrem na brzegu kanionu Kasagh
posiedzielismy przed sklepem z piwkiem w reku, rozmawiajac z Ormianami
a potem stopem dostalismy sie do Byurakan , tu kupiliśmy zapasy jedzenia i po dogadaniu sie z kieroca busa dojechalismy do jeziora, 8000 dram
zdecydowaliśmy ,że kolejnego dnia zaczniemy wejście okolo 5:30, tak ,żeby mieć wystarczająco sporo czasu, bez pośpiechu,poniważ około 10 schodza chmury i mgła
podejście na południowy wierzchołek ( 3893 m npm) nie jest trudne ,choć niezbyt przyjemne z uwagi na gruzowisko kamieni, śniegu bylo niewiele,łaty.
widoki z okolic południowego wierzchołka
i zaczely schodzic chmury i ja też
Siedzac w restauracji nad jeziorem, jedzenie bez szalu ,uslyszelismy szum deszczu.No coz wyjezdzamy nastepnego dnia.
Z rana zwinelismy sie ,zalatwilismy taxi do Asztarak, 8000 dram.
Bardzo łatwo dostalismy sie do Erewania, na dworzec Kilikia,gdzie okazalo sie ,że juz nic nie jedzie do Sisian i Stepanakerty , wiec przejechalismy na dworzec kolejowy ,majac nadzieje ,że moze cos do Goris złapiemy,ale niestety podobna historia ,na tych kierunkach transport konczy saie okolo 12stej.
Wiec stwierdzilismy ,że spróbujemy stopem dostac sie do Goris, wsiedlismy do busa jadacego do Khor Virap,o 14 stej i po 40 minutach wysiedlismy na "autostradzie ".Podzieliliśmy sie na dwójki, ja z Paulina, Aga z Robinem,tak ,żeby choc jedna osoba mowila po rosyjsku.Umowilismy sie ,że spotkamy sie w okolicy bazaru w Goris
Wszyscy mielismy farta , bo zlapalismy stopa do Sisian,a potem do Goris.
Wczesniej wychaczylam guesthouse u Martuna,( w górnej cześci miasta, blisko wylotówki do Stepanakerty) do ktorego kierowca z drugiego stopa Nas zawiozl.
Wkrótce dostalam sms od Agi i Robina ,że juz sa ,Zgospodarzem podjechalam po nich.
Generalnie miejscówka Ok i nie Ok.Warunki w pokojach super, łazienka tez, jedzenie bomba,ale wlasciel juz nie jest taki git.Namolny, dosc nachalny, próbujacy narzucic swoja koncepcje na nasza podróz, ciagle sie kręcący za plecami, nawet kawy nie da sie spokojnie wypic.
My robimy po swojemu.
Co można zobaczyc w okolicach Goris? Klasztor Tatev, Stare Goris, Zorats Karer, Wodospady Shaki, prawie wszedzie dojechalismy stopem :-)
Klasztor Tatev
Widoki z Mostu Diabła na dnie Kanionu Vorotan
Stare Goris
A tu zaproszono mnie i Age na pyszna ormiańska kawe
Ormiańskie Stonehege czyli Zorats Karer
widok na okolice
Troche wody na pustyni - wodospady Shaki
No cóz żegnamy Armenie ,a witamy Nagorno Karabach.Oczywiscie dojechalismy stopem , to tylko okolo 2 godziny do Stepanakerty. Ja z Paulina dosc szybko dotarlysmy, nasz kierowca podrzucil Nas pod same drzwi Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie w ciagu 20 minut wyrobilysmy wize, 3000 dram.Poznalysmy małżenstwo z Polski podrózujace z 7-miesiecznym Antkiem.Polecili nam fajna i tania kwatere, tylko 2000 dram za osobe.Dosc dlugo czekalysmy na Age i Robina, jak okazalo sie sie mieli fajnego stopa w postaci popa ,ktory przyjechal pozwidzac okolice Goris :-)
Stolicę Nagornego Karabachu ,Stepanakerte, oglądaliśmy wieczorową porą
Nastepnego dnia pojechalismy do Shushi, tylko pół godziny jazdy busem .
po kawce
ruszyliśmy w poszukiwaniu kanionu Hunot i trafiliśmy do wioski Karyntiak, zakupilismy danego kurczaka i inne dobra do konsumpcji,rozbilismy sie nad rzeka .
kolejnego dnia pochodzilismy po okolicy, na czuja, nie mam tu oznakowanych szlaków, tylko wydeptane ściezki.
Najmilej wspominam ten zakątek, zaraz obok tuszetii w Gruzji.Ludzie sympatyczni ,otwarci, jak tylko w wiosce poszlo info ,że turyści rozbili sie nad rzeka, to co troche ktoś wpadal sprawdzić kto zacz , a to z pomidorami ,a to z chlebem albo dostawa świżego sera i chleba na śniadanie ,konno :-)
w dniu kiedy opuszczaliśmy wieś zaproszono nas do domu na kawe i slodycze ,a potem podrzucono na droge do Stepanakerty.
Aga wyszla bardzo wczesnie rano, chciala zlapac marszrutke do Stepanakerty ,a potem do Erewania, miala wczesniej samolot do Polski niż my.
Skąd ruszylimsy stopem do Jaskin Azokh. i tu niestety porażka, raz ,że pogoda zepsula sie maksymalnie , deszczowo i mgliście ,a dwa okazalo sie ,że jaskinie sa nie oznakowane nawet w minimalnym stopniu, ja odpuściłam, a potem Robin z Paulina powiedzieli ,że jaskinie sa zablokowane , sila ludzkich rąk,wiec nie polecam tam sie pchać.Wróciliśmy do stolicy, oprac sie i wysuszyc.
w związku z tym ,że Paulina i Robin mieli samolot wczesniej o kilka dni ode mnie , końcówke przjechalam solo.
Z rana zlapalam busa o 9 do klasztoru Gandzasar, przepieknie polożonegogo wsród zielonych gór
nie chciało mi sie czekac do 14:30 na powrotnego busa, wiec zaczelam lapac stopa i w ten sposób poznalam Aleka i Grigorija, dwóch starszych Ormian ,na stale mieszkajacych w Moskwie ,zajmujacych sie importem wina z Armenii.Po drodze zabrali mnie do Shushi
a potem na obiad do bardzo dobrej restauracji, stwierdzili ,że sa głodni i ja na pewno tez, nie mogłam powiedziec nie. A na koniec dostalam butelke wina , szkoda ,że w Polsce nikt nie sprowadza tego trunku z Armenii,pycha.
No cóz w górach pogoda nie rozpieszcza.Wsiadłam do marszrutki do Erewania, 7 godzin ehhhh
Na powrocie skupiłam sie na ormiańskiej stolicy
Bazar Vernisage Art, warto tu przyjść w sobotei niedziele najwiecej kramów jest otwartych
Muzeum Genocide, poświecone pamięci Ormian ,którzy zgineli z rąk Ottomanów w latach 1914-1918
Cascada nocna porą
w ciągu dnia z Centrum Sztuki Cafasjan
ostatni obiad w Tavernie Caucasus, cale 2000 dram :-)
a ostatnim miejscem jakie chcialam zobaczyc w Armenii był kanion Debed z monastyrami .
Miejscem wypadowym jest Alaverdii jest tylko kilka busów z dworca Kilikia, zlapalam o 13stej.
W czasie jazdy poznlam Alego z Iranu i Nadie z Francji, okazalo sie ,że chcemy nocowac w tym samym guesthousie ,u Iriny i Stepana.Fajne miejsce ,polecam
Akhtala
Haghpat
Sanahin
a potem juz byla ostatnia prosta, do granicy łatwo dostac sie busem o 9:45 ,sprzed guesthouse.
granica jak zwykle na nogach ,a potem byl stop z pierogami w tle.
ostatni spacer po Tbilisi w towarzystwie zwartej męskiej ekipy Polaków,którzy własnie zdobyli Kazbeg.
ostanie zakupy na bazarze przy dworcu Didube
ostani obiad w knajpce Racha
nocka na lotnisku, uwielbiam wyloty o 4:30, 7 godzin na istambulskim lotniski Sabiha Gokcen, taxi z lwowskiego airport do granicy, Szegini- Medyka na nogach, do Przemyśla busem i 5 godzin autobusem do Krakowa :-)
Nagorno Karabach bije na glowe wszystko, no prawie Tuszetia egzekwo.Bardzo mało turystów, zero komercji, napewno tam wróce :-)
Hej. Przeczytałem z przyjemnością, fajne foty! Szukam inspiracji na naszą letnię Gruzję. Myślimy właśnie o Armenii, a może i Górskim Karabachu na dokładkę? Dzięki za wskazówki... :)
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
OdpowiedzUsuń