Mamy za sobą kolejna archeologiczną przygodę i przeprawę
przez dzikie kolumbijskie ścieżki gdzie bez maczety i gumowców lepiej się nie
zapuszczać. Spędziliśmy dwa dni na odkrywaniu starożytnych grobowców na koniu,
na piechotę i różnym lokalnym transportem. Okolica pełna jest kamiennych figur lub
kamieni z wyrytym rysunkiem które pełniły rolę strażników i były postawione
przed grobami. Jednak wszystko jest dla
nas identyczne i po pewnym czasie się nudzi. Figura za figurą, kamienna głowa za
kamienną głową, dziura w ziemi za dziurą. Gdyby nie sielankowa okolica, hamaczek z super widokiem i rewelacyjni ludzie kolejny dzień
zwiedzania uważałabym za marnowanie czasu. Oczywiście dla archeologa i kogoś
zainteresowanego symboliką starożytnej sztuki jest to raj.
Jak nam pewien Archeolog wytlumaczyl nie ma w zezbach
elementu pozbawionego znaczenia. Ksztalt
oczu, ksztalt nosa, ulozenie rak wszystko ma swoja hostorie. Przynajmniej tak sobie to archeolodzy tlumacza. Ja mam do tego jednak sceptyczne podejscie. Ot
szukanie dziury w calym. W koncu zawsze przyjemniej jest sobie w cos wiezyc niz
nie. Prawdy nigdy sie nie dowiemy.
Jak nam pewien Archeolog wytlumaczyl nie ma w zezbach
Zatrzymalismy sie w bardzo przyjemnym miejscu nieco nad
miastem w Casa de Japones z panorama na San Agustin z naszych hamakow. Wlasciciel
parzy wyborna kawe i pomogl nam tanio zorganizowac konie i juz nastepnego dnia
wybralismy sie na czerogodzinna wycieczke po
okolicy. Zwiedzilismy cztery grupy
kamiennych figur El tablon, Chaguira i jeszcze inne bardzo swierzo odkryte z pieknie zachowanymi
kolorami. POza figurami podziwialismy takze rewelacyjne widoki. Konie byly rewelacyjne. Grzeczne, posluszne i rwace sie do galopu. Po
leniwych i nieposlusznych koniach w Tupizie byla to dla nas prawdziwa konna
zabawa. San Agustin to bardzo male miasteczko, okolica to juz zupelna wies a
miejscami zielone pustkowie bez chat i ludzi. Mijalismy wiele plantacji
kawowych, bananowych, cytrynowych i innych egzotycznych owocow. Nasz przewodnik
wciaz rzucal nazwami roslin i opowiadal
nam o kolejnych archeologicznych miejscach
oczywiscie po hiszpansku co juz nie jest dla nas problemem. Ponadto spiewal
wiec bylo wesolo. Przy jednym miejscu spotkalismy grupe ze stanow z
archeologiem z Parku Archeologicznego kolo miasteczka. Od niego dowiedzielismy
sie jeszcze wiecej. Czlowiek z prawdziwym wrecz fanatycznym zamilowaniem do
swej pracy. Ubolewal jednak ze rzad zamknal badania z powodu przerzucenia
srodkow na szkoly i szpitale. POkazal nam takze drzewo ktorego soki sluza do farbowania na zolto tych grobowych straznikow. Z konmi pozegnalismy sie pod Prkiem
Archeologicznym i zaglebilismy sie w parkowe sciezki. Tu jeszcze wiecej figur i
grobowcow. Do
miasteczka przespacerowalismy sie gdyz wszyscy mowili ze to tylko
20min ale ostatecznie szlismy prawie 40! Coz. Kolumbijczycy chyba zawsze na
wszystko mowia: spokojnie, latwiotko, bliziutko. Dnia drugiego pojechalismy najpierw do Isnos z
przesiadka w Cruce de san Jose (skrzyzowanie drogi Popayan-Pitalito i do San
Agustin) i z miasteczka wzielismy taksowke za 5 tys do Parku Archeologicznego
Altos de los Idolos. Tutaj grobowce byly o wiele ciekawsze ale to juz dla nas
jedna i o samo. Do San Agustin postanowilismy wrocic na nozkach. Wszyscy znow
mowili ze tylko 3 godzinki prosto sciezka. Na poczatku szlo sie nam bardzo
przyjemnie choc musielismy w paru miejscach sie pytac o droge. Zlapalismy nawet
ciezarowkobus czyli tak zwane Chivas. Podwieziono nas do wioski zupelnie za
darmo i wytlumaczono jak isc dalej. Za wioska gdzie oczywiscie zrobilismy
wielkie poruszenie, droga poszla ostro w prawo i zamienila sie w mala sciezke.
Za jednym z zabudowan sciezka prawie zupelnie
znikla posrod traw i okazala sie
byc bardzo blotnista. Kawalek dalej weszlismy juz pomiedzy w busz i wysokie
trawy ostre jak brzytwy. Zobaczylismy takze kanion rzeki Magdalena. Bardzo duzo w dol a pozniej
jeszcze tyle samo w gore a dodatkowo zaczelo sie robic ciemno i burzowo. Zaczelismy sie
bac ze idziemy zla droga bo czasami ciezko bylo powiedziec ze tu byla jakas
sciezka tak wszystko bylo zarosniete. Przedzieralismy sie jednak przez gestwine
zbierajac na twarz pajecze sieci i inne paskudztwa. Jakies rosliny doprowadzily
moja skore do swedzenia a nogi poprzecinala trawa. Mialo byc tak latwo! Max
chcial mnie zabic :P Kiedy jednak spotkalismy pana z konikami ktory powiedzial
ze idziemy dobrze i miasteczko jest tylko za gora nabralismy sil. Chwile pozniej
znalezlismy wodospady schowane malowniczo w gestwinie, przepiekne ptaki, kolorowe
kwiaty i wszystko juz bylo super. Po przekroczeniu mostu sciezka byla juz inna.
Ktos potraktowal krzewy i trawy maczeta wiec szlo sie o wiele przyjemniej. Z kanionu wyszlismy w okolicy poprzedno zwiedzanej grupy figur Chaquira. Moze
jest to latwy szlak ale chyba tylko w sezonie gdy jest przygotowany, widac
go
bez watpliwosci i suchy. Tak czy owak po kompieli i wysmarowaniu sie masciami
na swedzenie wszystko wspominamy jako kolejna ciekawa przygode. Wieczorkiem w
miasteczku byla mala fiesta wiec wybralismy sie na piwko. Oczywiscie towarzystwo
bylo juz porzadnie wstawione i z flaszeczka w reku galopowalo na koniach po
ulicach. Eh te poludniowoamerykanskie fiesty. Columbia bardzo nam sie podoba
Probowalam znalezc bar z tv na mecz Polski ale sie nie
udalo. Eh
Info:
Nocleg: Casa de Japones: 10tys dorm; 25tys dwojka z
lazienka. (poza sezonem)Za wifi sluzy modem USB ktory wlasciciel udostepnia bez
problemu. Za 5000 przepyszne sniadanie. Znajduje sie 5 min od centrum w kierunku casa de
Francois (duzo dalej i drozej).
Transport: jest niewiele polaczen bezposrednich. Wiecej
polaczen jest z Pitalito (dojazd za 4 tys okolo 1 godz lub 2 tys tylko do skrzyzownia cruce
de san Jose) gdzie mozna lapac bus do Popayan. W pitalito jest duzy dworzec: bardzo
liczne polaczenia do Popayan; La plata i Neiva (tu 3 godz, utargowalismy za 14
tys) i takze do Bogoty. Jest podobno bezposredni turystyczny do Armeni jesli
jest wstarczajaco chetnych.
Do Alto de los Idolos: busik z okolic policji za 2 tys do
cruce de san jose; busik do Isnos a 3 tys i taksi za 5 tys(do podzialu) lub
spacer z Isnos okolo 2 godzin. POwrotny spacer do San Agustin okolo 3
godzin.
Wycieczki: konie z przewodnikiem zalatwione z casa de
Japones: 20tys COP/osobe; na miescie: 30 tys COP; jeep tour po okolicznych
wodospadach i grobowcach: 30tys COP.
Wstep: Parki Archeologiczne: San Agustin i Altos de los
Idolos po 10 tys lub combo za 16tys; reszta miejscowek jest za darmo
Wyzywienie: srednia cena zestawu obiadowego to 4-5 tys;
uliczne fastfoody czyli kule ziemniaczano-jajeczne, kielbaski na patyku i
placki ryzowe nadziewane miechem po 1 tysiaku. Wiele piekarni: biszkopt
kawalek: ok 1 tys; maly jogurt 500 COP; owoce: papaya 1000
Spacer był wskazany-piękne zdjęcia wodospadu.
OdpowiedzUsuń