Kolejnego dnia podoga byla cudna,ale moj entuzjazm ostudzil Lui:ladnie jest do okolo 14 ,a pozniej leje i robi sie zimno,idzie zima.Ale z drugiej strony mam kilka godzin na jakis nie za dlugi trekking .A moze Kallimarka ,3500 m,ruiny na szczycie?Dlaczego nie.Nie daleko,zdaze przed deszczem,mniej wiecej.I to byl dobry pomysl.Przepiekna okolica, zielono,ptaszki spiewaja, wiejska sielanka itp itd.
A ze szczytu taki widok ,ze dech zapiera.
A popoludniu zaczelo padac ,a raczej lac,Temperatura spadla na leb na szyje,dobrze ,ze mam spiwor i ze trzy koce.
Pobudka o 6.a po co ? a dlaczego?Zeby zobaczyc kondory na Cruz del Condor.Autobus mial odjechac o 6:30,a w koncu ruszylismy o 7.W sumie niewielu turystow wybieralo sie samodzielnie,razem ze mna trzy sztuki.Wiekszosc przyjezdza z biur turystycznych..
Czekalismy,czekalismy,czekalismy,i dopiero okolo 9.30 ,kiedy pojawilo sie slonce,a chmury poszly sie ganiac,przylecial ,jeden,kondor.
W miedzyczasie uciekl mi powrotny autobus do Cabanaconde i postanowilam dac z buta.Zajelo mi to 2.5 godziny,a co tam ,taki poranny spacerek.Nie ma co liczyc na stopa,nic nie jechalo.
A po drodze bylo tak
W miedzyczasie uciekl mi powrotny autobus do Cabanaconde i postanowilam dac z buta.Zajelo mi to 2.5 godziny,a co tam ,taki poranny spacerek.Nie ma co liczyc na stopa,nic nie jechalo.
A po drodze bylo tak
Na Mirador Tapay -punkt widokowy,w zyciu bym nie przypuszczala,ze spotka mnie taka niespodzianka.Kondor,prawie na wyciagniecie reki,iiiiii zero innych turystow.
Wieczorem wprowadzil sie do mojego dormu Kostia,prosto z Ukrainy.Rzadko mozna spotkac indywidualnych podroznik, ,z tego kraju.Fajnie jest pogadac troche po polsku ,troche po rosyjsku i angielsku,niezly mix.Moze spotkamy sie w Nazca.
Udalo mi sie zlapac autobus do Arequipy o 9,a wcale nie bylo pewne, ze cokolwiek pojedzie, bo tej noc bylo chyba oberwanie chmury,zamiast ulicy byla rzeka i pradu zabraklo w calej wsi.
A co do biletu wstepu na teren canionu ,w zasadzie to jest i kosztuje ,bagatela ,70 soli,aleeee trzeba uwazac na falszywych bileterow.W Arequipie poznalam pare,chyba z Niemiec i zrobili ich na 140 soli w Chivay,a pozniej w Cabanaconde natkneli sie na kolejnych z ,podobno , prawdziwego biura Autocolca,ktorzy stwierdzili ,ze to falszywki.Normalnie cyrk.Tak wiec ja wjechalam na tzw. krzywy ryj czyli ani slowa po angielsku i hiszpansku,tylko po polsku i dali mi swiety spokoj:W zyciu trzeba sobie radzic,byle do przodu.
zdjęcia super, pozdrawiamy :):):)MAM
OdpowiedzUsuń