Miałam farta bo pomógł jeden starszy pan,zasugerował że moge wsiąść do już stojącego bemo do Gianyur i póżniej złapać stąd dalej do Ubud niż czekać pies wie ile.A poza tym te same pieniądze bo bezpośrednie połączenie do Ubud kosztuje 10tys,a takie z przesiadką po 5 tys.W sumie bardzo sprawnie dojechałam do Ubud,nawet nie czekałam 5 minut w Gianyar na bemo.Jadąc do Ubud mija się małe warsztaty i sklepy z wyrobami z drewna,przepiękne rzeczy ehhhhh.Jak już dotarłam do celu to znalezienie noclegu w przystępnej cenie okazało sie niezłym wyczynem,poniżej 100tys za pokój nie ma szans,po prawie godzinie chodzenia z plecakiem trafiłam do Yuni's guesthouse i wytargowałam- ciężkko to idzie w Indonezji jak krew z nosa- fajny pokój a la bungalow z tarasem, śniadaniem i dobrą herbatą przez cały dzień za właśnie 100tys.
Razem wybrałyśmy się pobliskej świątynii na lokalną uroczystość.Na Bali jest ciekawe połączene hinduizmu z animizmem.W purze były całe rodziny,wszyscy odświętnie ubrani,święcono jedzenie,a na koniec kapłan skropił wszystkich jaśminową wodą.Dla mnie to było coś nowego,bardzo interesujące.
Hmmm co do Ubud ,miasteczko jest turystyczne ale w zrównoważony sposób,nie jest nachalne,natarczywe.Można znależć miejsca prawie bez turystów tu polecam tarasy ryżowe świetny spacer albo pójść na południe gdzie jest bardzo lokalnie.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza